27 kwietnia, 2024

Brak akceptacji ze strony rodziców. I co dalej?

Udostępnij:
Pin Share

Brak akceptacji to coś, co dotyczy istnienia. Istoty. Brak akceptacji ze strony rodziców to brak (akceptacji) naturalnej tożsamości dziecka. Jeśli ktoś nie akceptuje Ciebie, to znaczy, że neguje Twoją osobowość, indywidualność, na którą składają się Twoje uczucia, emocje, potrzeby. Nie liczy się z nimi. Nie chce ich widzieć. Nie przyjmuje ich do siebie. Chce tylko takie, jakie ma zamiar w Tobie wzbudzić i takie, które są tylko dla niego korzystne.

Źródło: Franz26/Pixabay.com

Warto to przeanalizować: Jeśli ktoś czegoś nie chce i odrzuca to, to znaczy, że według niego wiąże się to z jakimiś problemami, które go obciążają lub będą obciążać. Uważa, że to, co odrzuca, jest dla niego niedobre, niekorzystne. A jeśli to coś jest (ciągle) nieprzewidywalne i stwarza (zawsze) ryzyko braku kontroli, to odbiera to jako zagrożenie dla siebie.

Skoro natomiast niewyczerpalnym źródłem problemów i zagrożenia, w jego mniemaniu, jesteś Ty (no bo zawsze będziesz mieć jakieś potrzeby, pragnienia, uczucia, emocje), to znaczy, że Ciebie odbiera jako zagrożenie. W związku z tym nie akceptuje Cię, odrzuca Ciebie tak/ą/im, jak/ą/im jesteś i jest nastawiony wobec Ciebie wrogo.

I już tutaj zaznacza się postrzeganie zero-jedynkowe: bo o ile mogą się nam nie podobać pewne cechy u kogoś, to nie jest to jeszcze podstawą, aby kogoś całkowicie odrzucać. Nie jest też podstawą do tego, aby kogoś nie akceptować. Natomiast akceptacja może być podstawą odrzucenia, a to z tego względu, że oznacza ona przyjęcie do wiadomości, że ktoś posiada konkretny zespół cech (z przewagą tych, które nam nie odpowiadają) i mając tą wiedzę, możemy podjąć decyzję, że nie chcemy dalej utrzymywać z kimś takim kontaktu, nie zasilać go dalej. Tylko że nie jest to usprawiedliwieniem dla rodziców, których rolą jest zapewnienie właściwej opieki i warunków do rozwoju dziecka, a nie jego odrzucanie i zaniedbanie ze względu na posiadanie lub nieposiadanie jakichś cech uznawanych bądź nieuznawanych przez rodzica.

Jak zachowuje się rodzic, który Cię nie akceptuje (nieważne, w jakim jesteś wieku)

Rodzic, który Cię nie akceptuje, nie chce mieć nic wspólnego z Twoimi naturalnymi potrzebami, pragnieniami, uczuciami i emocjami, a także związanymi z nimi problemami i kryzysami.
Jest sfrustrowany taką sytuacją, że je posiadasz. Chce je stłumić i walczyć z ich przejawami.
Nie oczekiwał takiej sytuacji, nie chciał i nie chce takiego stanu, w którym Ty masz jakieś indywidualne i spontaniczne potrzeby, pragnienia, uczucia, emocje z tym związane. To za dużo dla niego, nie daje rady. Przytłacza go to, przerasta.

Nie jest na to gotowy, aby zmierzyć się z faktem, że tak jak każda żywa istota na świecie posiadająca sferę psychiczną, emocjonalną, masz swoje psychiczne stany, które należy brać pod uwagę i nimi się zaopiekować.
Uważa, że on nie powinien się tym zajmować, ani się z nimi liczyć, jeśli nie widzi w tym czegoś, co dostarcza mu osobistych korzyści.
Ty też, w jego mniemaniu, nie powinnaś/nie powinieneś się tym zajmować.
Jeśli już, to ktoś inny. Ale to pod kontrolą rodzica.
A jeśli Ty, to tak, aby zasoby niezbędne do zaspokojenia Twoich potrzeb i pragnień (rozwiązanie problemów), ustabilizowanie psychicznego stanu, nie zostały przesunięte z jego pola zasięgu.

Twoje naturalne uczucia, emocje, które w związku z Twoimi problemami są generowane, są nieakceptowane przez odrzucającego rodzica (chyba, że sam ma w nich jakiś interes).
Wynika to z tego, że one wymagają uwagi i energii, do których stały dostęp chce mieć, przede wszystkim, rodzic.
Twoje naturalne uczucia, emocje, a przede wszystkim Twoja świadomość ich posiadania i nazywania ich, są dla niego niebezpieczne. Neguje je. A działając desperacko, panicznie się ich bojąc, i zero-jedynkowo, odrzuca autentycznego Ciebie. Stara Ci się narzucić, jak masz się czuć, a jak masz się nie czuć, co czuć, czego nie czuć. Stara się też Ciebie przekonać, że sam/a jesteś sobie winn/a/y swoich problemów emocjonalnych w związku z zachowaniem, którego rodzic jest sprawcą.

Takie podejście rodzica do Ciebie, jakie zostało przedstawione powyżej, czyli wskazujące, że rodzic nie akceptuje Ciebie tak/ą/im, jak/ą/im jesteś, ma każda toksyczna osoba, która nie akceptuje indywidualności drugiego człowieka, ale chce go przytrzymywać w stworzonej przez siebie matni i wykorzystywać, manipulować, traktując jak przedmiot. Związać na stałe ze sobą i omotać, by mieć dla siebie.
Świadczy to w omawianym kontekście o niedojrzałości rodzica do nawiązywania i podtrzymywania prawidłowych relacji interpersonalnych, czyli niedojrzałości, przede wszystkim, emocjonalnej i społecznej.

Niedojrzały rodzic chce, aby dziecko, którym obowiązany jest się zająć, samo sobą się zajęło i nie angażowało dodatkowej energii rodzica.
Nic nie chciało, nie stwarzało mu problemów swoimi potrzebami i pragnieniami.
Odrzuca natomiast takie dziecko, które coś potrzebuje i chce. Czyli każde żywe dziecko.
Złości się na nie i tą złość wyraża przy każdej możliwej okazji.
Oczywiście zwalając winę na dziecko. Lub na innych.
Tym samym brak dojrzałości rodzica może być kontynuowany.

Co się dzieje z dzieckiem, którego kompletność i indywidualność jest odrzucana przez rodzica?

Skoro dziecko już jest, mimo że się go nie chce jako takiego, czyli uwzględniając jego indywidualność i podmiotowość, to toksyczny rodzic i ten fakt istnienia dziecka wykorzysta.
Przecież dziecko nadal stanowi pewien zasób, źródło, potencjał.
“Wic” polega na tym, aby zastosować odpowiednią strategię, aby tam, do tej sfery emocjonalnej dziecka, się dostać i uzyskać to, co rodzic chce.
Jak to robi? – Oczywiście za pomocą manipulacji.
Czerpie z tego naturalnego źródła, a jednocześnie je zatruwa. Oczywiście też kompletnie nie liczy się ze szkodliwością swojego działania.
No bo dlaczego ma się liczyć, skoro jest niedojrzały, nie akceptuje dziecka, traktuje jako zagrożenie dla siebie, a więc jako wroga i ma na to swoje własne wytłumaczenie…

Przy chronicznie niezaspokojonych potrzebach emocjonalnych toksycznego rodzica, rozpoczyna się automatyczny jego podczep do tego naturalnego źródła emocjonalnego, jakie posiada dziecko (na zasadzie przyciągania do siebie biegunów “+” i “-“, których siła przyciągania jest oparta na ufności i naiwności dziecka) i płynne czerpanie z zasobów dziecka. Z czystego naturalnego źródła mocy.
Dziecko w ten sposób staje się głównym obiektem zaspokojenia potrzeb rodzica.
Zaspokojenia potrzeb uwagi, poczucia własnej wartości, wpływu rodzica.
Ale w związku z wewnętrzną skumulowaną frustracją, złością i desperacją rodzica, mają te potrzeby rodzica silniejszy wyraz i stąd, przede wszystkim, są to potrzeby dowartościowania się, kontroli i władzy.
Jednocześnie, poprzez takie brutalnie narzucone przez rodzica połączenie z dzieckiem, naturalne źródło mocy dziecka jest zatruwane przez toksycznego rodzica, zasoby energetyczne wyczerpują się coraz bardziej wraz z postępującą trudnością regeneracji energetycznej dziecka, a to z tego względu, że toksyczny rodzic więcej zabiera niż daje, a relacja z nim jest dla dziecka bardzo wyczerpująca emocjonalnie (psychicznie).

Dlaczego toksyczny rodzic czerpie zasoby akurat od swojego dziecka?

– Od innych osób toksyczny rodzic też stara się czerpać zasoby.
Ale nie każdy się temu poddaje.
A już szczególnie nie poddaje się dorosły, który zna swoje granice i potrafi ich asertywnie bronić.


Natomiast własne dziecko jest najbliżej, więc to łatwe dla toksycznego rodzica.
Bo obiekt-dziecko jest zależny.
I taki rodzic może wykorzystać długo utrzymującą się wiarę, ufność dziecka w dobrego rodzica.
Może też łamać osobiste granice dziecka, kompletnie ich nie uznawać, wmawiając dziecku, że jakiekolwiek próby obrony ich podejmowane przez dziecko, to atak na rodzica.
I taki obiekt-dziecko powinien być posłusznym przecież, zgodnie z dość dobrze jeszcze utrzymującymi się przekonaniami społecznymi.
Bo dziecko przecież musi się słuchać mamy i taty…
Natomiast rodzic jest w społecznym wyobrażeniu nadal osobą dorosłą, posiadającą wiedzę większą od dziecka (podczas gdy dziecko jest zawsze głupie, przecież…).
Poza tym rodzic jest uprawniony do decydowania o dziecku. Zawsze i wszędzie i bezwzględnie (dopóki sąd nie pozbawi go lub nie ograniczy mu władzy rodzicielskiej).

Można więc tą sytuację uzależnienia dziecka od rodzica, a także (a może przede wszystkim) wyobrażeń i przekonań społecznych na temat układu rodzic-dziecko wykorzystać jak najbardziej do własnych celów, mając tak wielkie poparcie tu i teraz oraz zaplecze w postaci wcześniejszych pokoleń…

Trzeba by było być głupcem, żeby nie skorzystać…

Jak nieakceptujący dziecko, toksyczny rodzic przytrzymuje dziecko w roli stałego dostarczyciela zasobów?

Toksyczny, nieakceptujący autentycznego dziecka rodzic tak ustawia, kształtuje i podporządkowuje dziecko, aby ten dostęp do zasobów pozwalających na bezustanne doraźne zaspokajanie potrzeb rodzica zawsze był.
Aby dziecko zawsze było dzieckiem. Nigdy nie dojrzało. Aby nie mogło decydować o sobie.
A jednocześnie, aby dziecko było ciągle rodzicem.
W ten sposób nieakceptujący dziecko, toksyczny rodzic funduje dziecku bardzo poważne wewnętrzne emocjonalne rozdarcie.
Ale tym też się taki rodzic nie przejmuje.

Nieakceptujący dziecko toksyczny rodzic osiąga stan podporządkowania dziecka za pomocą psychomanipulacji, których skutkiem jest wpędzenie i pozostawienie dziecka w stanie składającym się z 3 głównych komponentów:
1) lęku 2) poczucia winy 3) poczucia wstydu.
Fundując taką mieszankę trudnych emocji i podtrzymując ją, w ten sposób paraliżuje dziecko, unieruchamia w miejscu, w narzuconej roli.

W przypadku buntu dziecka i prób stawiania granic przez dziecko, nieakceptujący rodzic używa mocniejszych środków przemocy (tłumacząc to wychowaniem, w czym pomagają mu oczywiście społeczne przekonania), aby tylko zachować tą możliwość dostępu do zasobów dziecka.
Można więc w tym miejscu odpowiedzieć sobie na pytania:
Jak bardzo taki toksyczny rodzic jest nienasycony tymi zasobami dziecka.
Jak bardzo potrzebuje stałego zasilania.
Jak bardzo jest wystraszony wizją odseparowania się od niego dziecka
i jak bardzo jest zdesperowany.
A jednocześnie: Jakie ma przy tym poczucie bezkarności.

W tych wszystkich polegających na bezpardonowym wykorzystywaniu dziecka praktykach nieakceptującego rodzica zaznacza się też ciągłe unieważnienie dziecka.

Unieważnianie to natomiast nie tylko brak uwagi, brak troski. Ale też brak odpowiedzialności rodzica wobec dziecka.
Z kolei brak odpowiedzialności oznacza niedojrzałość społeczną i emocjonalną.
Natomiast permanentny brak dojrzałości, jaki występuje u toksycznego rodzica, wynika z braku chęci wglądu w swoje zachowania, do wczucia się w sytuację innego człowieka, w tym swojego dziecka (braku empatii), współczucia, do przyznania się do winy i przyjęcia odpowiedzialności za swoje zachowania na siebie.

Brak dojrzałości u toksycznego rodzica przejawia się w ten sposób, że jeśli tylko ma on okazję, to korzysta z przerzucenia odpowiedzialności za swoje czyny na innych.

A okazja zawsze jest, jeśli jest dziecko (które w jego mniemaniu, stale generuje problemy samym swoim funkcjonowaniem w jego otoczeniu), a więc każdorazowo łatwo jest takiemu niedojrzałemu rodzicowi przerzucić odpowiedzialność (winę) na swoje dziecko.
Natomiast jeśli ktoś stanie w obronie dziecka, to toksyczny rodzic przerzuca odpowiedzialność na innych.

W przedstawiony sposób osiągamy chroniczny brak odpowiedzialności rodzica. A w takiej sytuacji: brak perspektyw na osiągniecie przez rodzica stanu dojrzałości emocjonalnej i społecznej. W związku z tym usprawiedliwia on nadal, permanentne nadużycia wobec dziecka w jakiejkolwiek postaci (różne rodzaje przemocy).

Co się dzieje, gdy rodzic jest niedojrzały, ma osobowość dziecka, czyli wewnętrznie jest dzieckiem?

Skoro rodzic sam jest mentalnie i emocjonalnie dzieckiem, które ma chronicznie niezaspokojone potrzeby emocjonalne z dzieciństwa i nic z tym we własnym zakresie nie robi, nie podejmuje terapii, aby zaspokoić sam swoje potrzeby, ale domaga się tego od swojego dziecka, to mamy do czynienia z parentyfikacją. Czyli narzucaniem swojemu dziecku roli rodzica.

Taki rodzic wymuszający na swoim dziecku rolę rodzica podejmuje różne działania przemocowe, aby zatrzymać swoje dziecko w takiej roli. A więc nie tylko traktuje dziecko jako obiekt, z którego może czerpać zasoby, ale jeszcze na którym może się wyżyć.

To wyżycie się tak naprawdę jest adresowane do jego rodzica, czyli pokolenia wstecz, ale jego dotychczasowe zablokowanie (również za pomocą wtłoczonego poczucia winy, wstydu i lęku, które bezustannie wtłacza swojemu dziecku), nie pozwoliło mu skierować swojej złości w stronę rzeczywistego rodzica.

Czyli mamy powielenie schematu wyniesionego przez rodzica ze swojego domu, podlewanego przekonaniami społecznymi.
Kolejne ogniwo.
Które jednak można i trzeba przerwać i uwolnić naturalną energię ukierunkowaną na rozwój, a nie zatrzymanie się w stłoczonych fermentujących emocjach. Takie show MUSN’T go on.

Nieletnie dziecko wprawdzie, zależne od toksycznych osób wyznaczonych dla niego na opiekunów, samo nie może się uwolnić. Potrzebuje do tego innych osób – pomocnych profesjonalistów, którzy powinni bez wahania i natychmiast zainicjować proces przerwania tego toksycznego układu, uwalniając z niego dziecko i zapewniając mu zdrowe warunki do regeneracji i dalszego rozwoju.

Natomiast dorosłe dziecko toksycznych rodziców ma prawo, a wręcz moralny obowiązek, mając na uwadze siebie, swoje dzieci, (a jeśli nawet nie chce mieć dzieci, to mając na uwadze obecnych ludzi, z którymi wchodzi w relacje i przyszłe pokolenia), aby z takich toksycznych układów z niedojrzałymi, nieakceptującymi rodzicami się wyplątać. Z pomocą innych życzliwych ludzi i w celach jak powyżej, dotyczących dziecka, bez względu na wiek.

Jakie są skutki oddziaływania niedojrzałego toksycznego nieakceptującego rodzica na dziecko (w każdym wieku)?

Dziecko (dorosłe również) jest wykorzystywane na różne sposoby przez niedojrzałego rodzica. Traci możliwość prawidłowego emocjonalnego i społecznego rozwoju, niemożliwe jest osiągnięcie przez dziecko spokoju.
Toksyczny nieakceptujący rodzic nie przejmuje się stanem swojego dziecka, ponieważ nadal je unieważnia, dalej nie dostrzega, nie akceptuje takim, jakie jest, ale przymusza je do ciągłego odgrywania roli rodzica dla niego samego i dostarczyciela zasobów. I karze surowo za nieposłuszeństwo.

Dziecko, w mniemaniu toksycznego rodzica ma się mu poświęcić. Całkowicie ulec. Uzasadnia to w ten sposób, że go wydał na świat i “tyyyle” mu dał, ujawniając w ten sposób, że, w jego mniemaniu, dziecko powinno mu dozgonnie (a nawet dłużej) spłacać dług za sprowadzenie na świat (a już w szczególności, gdy odbywało się to w okoliczności bólów porodowych) i ukrywając jednocześnie, ile w rzeczywistości dziecku dotąd zabrał i ma zamiar zabierać nadal.

Stawianie granic przez dziecko, podążanie własną ścieżką i wyfruwanie z gniazda wywołuje u toksycznego rodzica:

  • paniczny lęk, że nie zaspokoi swoich potrzeb psychicznych sam i że poniesie konsekwencje za wykorzystywanie dziecka w wyniku wyniku ujawnienia faktów o nim na zewnątrz;
  • wstyd, że wyda się, jaki jest niepoważny i nieporadny, nie posiada umiejętności społecznych;
  • poczucie winy (odpowiedzialności), że nie zapewnił właściwych warunków do rozwoju swojemu dziecku.

Te wszystkie emocje są przerzucane na dziecko i dodatkowo podsycane zachowaniami rodzica wymierzonymi w dziecko w odpowiedzi na to, że dziecko w ogóle funkcjonuje. Toksyczny rodzic kontroluje sytuację, aby w takiej toksycznej mieszance emocjonalnej dziecko cały czas przebywało. To jest esencja przemocowego bagna.

Im dłużej się w tym przemocowym bagnie przebywa, a nie jest się świadomym mechanizmu działania toksycznych rodziców, tym coraz większe bierne poddawanie się wpływom i wyczerpanie psychiczne (i fizyczne) przy braku wiedzy na temat rzeczywistego źródła takiego stanu rzeczy (bo toksyczni rodzice mają na to swoje własne wytłumaczenie, które serwują w otoczeniu).

Natomiast jeśli jest się świadomym mechanizmu działania toksycznych rodziców i dalej się w tym tkwi, to oznacza to długotrwałe funkcjonowanie w ciągłym konflikcie, psychicznym napięciu i złości, co również jest wyczerpujące psychicznie (i fizycznie), jeśli tworząca się w ten sposób energia nie jest transformowana na rozbicie tego toksycznego układu i uwolnienie się.

Wyczerpanie i urazy psychiczne doznane w wyniku długotrwałej przemocy to efekty bycia ofiarą złapaną w sieć toksycznego rodzica, nieakceptującego naturalnej osobowości swojego dziecka (i kogokolwiek innego), który jest osobowościowo niedojrzały.

Co robić, gdy rodzic jest osobowościowo dzieckiem?

Dziecko, jak wspomniano wcześniej, nie jest podmiotem w relacji z niedojrzałym, nieodpowiedzialnym rodzicem, ale przedmiotem. Jest środkiem do osiągania egotycznych, narcystycznych potrzeb i celów rodzica, a więc jest wykorzystywane na różne sposoby, aby zaspokoić te potrzeby i cele z przeszłości (z dzieciństwa) i bieżące (co wynika z tego, że często taki rodzic nie ma wykształconych umiejętności zaspokojenia tych potrzeb i celów w zdrowy sposób, bez wykorzystywania innych).

Tacy toksyczni niedojrzali rodzice są jak dzieci z silnymi problemami emocjonalnymi, rozwydrzone, nie znoszące sprzeciwu, złoszczące się w przypadku wyznaczania im granic, których nie ma kto wychować i nauczyć właściwych zachowań w relacjach, skorygować ich myślenie i ukierunkować na pracę nad sobą. Czują się bezkarni i korzystają z pozycji bycia rodzicem i bycia formalnie osobą dorosłą, dominując w ten sposób nad dzieckiem. Łapią się wszystkiego, czego mogą, aby podtrzymywać swoją fasadę osoby dorosłej, nie respektując zasad moralnych, zasad współżycia społecznego, w szczególności wobec swoich dzieci, co starają się ukryć.

Co więc robić?

  1. Podejść do niedojrzałych przemocowych rodziców dokładnie tak, jak do rozwydrzonych dzieci.


Z tą jednak różnicą, że nie mamy żadnego obowiązku ich wychowywać. To nie nasza broszka i nigdy nie była.
Najważniejsze, to nie dać im wejść sobie na głowę.

Rodzic/e nie akceptuj/e/ą Cię takim, jakim jesteś?

2. To warto mieć na uwadze, że robią tak, bo:

  • W ich mniemaniu w jakiś sposób im zagrażasz i wprowadzasz im dodatkowe komplikacje wynikające z posiadania własnych potrzeb, pragnień, uczuć i emocji, których się boją. Wynika to z tego, że podskórnie czują, że one są emanacją Twojej reakcji na to, co się dzieje w relacjach z nimi, są prawdziwe. Natomiast oni nie chcą, aby zostało to ujawnione, bo związane z jest z ponoszeniem przez nich odpowiedzialności, a to z kolei oznacza opuszczenie przez nich korzystnej dla nich roli.
  • Toksyczni rodzice też zdają sobie sprawę (mniej lub bardziej świadomie), że nigdy nie posiądą perfekcyjnej umiejętności kontrolowania Twoich uczuć i emocji. Boją się też tego, że masz swoje problemy, ponieważ mogą one też być efektem toksycznej relacji z nimi, a z opisanych już względów nie chcą, aby wyszło na jaw, że to oni są twórcami takiej relacji i takich skutków. Poza tym posiadanie własnych problemów wiąże się z problemem dla nich tego typu, że rozwiązując je, odciągasz uwagę od nich samych, podczas gdy oni cierpią na chroniczny niedobór uwagi.
  • Jednocześnie też chcą Cię zatrzymać w przydatnej tylko dla nich roli – dostarczyciela emocjonalnych zasobów: do wyżycia się i wykorzystania – pojedynczo, w zestawie jak i całościowo.
  • Miej na uwadze, że te motywy działania toksycznego rodzica, aby Cię zatrzymać w niekorzystnej dla Ciebie roli, to jest ICH rzeczywisty problem. Nie Twój. Nie dawaj sobie dłużej wmawiać, że masz się podporządkować ich innemu postrzeganiu.
    Bez względu na to, jak mocno będę Cię starali przekonać, jak bardzo jesteś okrutn/a/y, żyjąc własnym życiem, będą musieli jakoś się w końcu uporać z dostrzeżeniem, że nie będziesz dla nich dalej środkiem do zaspokajania ich potrzeb wynikających z ich egoizmu.
    (Dzieci na wczesnym etapie rozwoju są naturalnie egoistami, bo muszą takie być, aby przeżyć. Ale rodzice, wypadałoby, aby wyszli już dawno z tej roli dziecka, nie sądzisz? Tym bardziej, jeśli uważają się za dorosłych, posiadających dostateczną wiedzę życiową i uprawnionych do decydowania w sprawach dorosłych i swoich dzieci. A zwykle tak uważają).

Co zrobić w przypadku ciągłych ponawianych prób zarzucania jarzma zależności przez toksycznych rodziców?

Za każdym razem, gdy czujemy, że to jarzmo, które starają się zarzucić toksyczni nieakceptujący rodzice, aby nas zatrzymać w miejscu (roli) dla realizacji ich własnych egotycznych potrzeb, nie licząc się z naszymi,

ściągamy je.

I tak za każdym razem.

Albo ostatecznie raz, a definitywnie – wraz z zerwaniem kontaktu.

Bo jeśli ta relacja wystarczająco już nas umęczyła psychicznie, a spokoju, jak nie było przez wiele lat w dzieciństwie, tak nie ma nadal i wcale się na to nie zanosi, ale nas to drenuje psychicznie, wyczerpuje ciągłym przeskakiwaniem przez rzucane kłody i przemierzaniem niekończących się schodów, wymaga leczenia ran wewnętrznych, jak i podcinanych skrzydeł, ciągłego poobijania, przeczołgiwania i podeptania oraz kosztuje wiele czasu na psychiczną regenerację, to należy sobie bardzo trzeźwo odpowiedzieć na pytanie: “Dlaczego dalej wierzę, że to się samoistnie skończy??”

A jeśli pojawia się problem z odpowiedzią na to pytanie, lub jakaś tam wiara, że to się jakoś samo skończy, nadal pozostaje, to napiszę wprost:
Nigdy to się nie skończy, jeśli nie wyjdziesz z tego układu.

Istota jarzma i przykazania dla niedojrzałych rodziców do zastosowania w swoim życiu (bo oni sami ich nie zastosują)

Brak akceptacji ze strony rodziców i wpychanie dziecka do roli rodzica, które stale chcą wykorzystywać i kontrolować je, to właśnie to jarzmo.

Podejście niedojrzałych rodziców do swojego dziecka (bez względu na wiek) przypomina podejście do takiego mustanga.
Niedojrzali rodzice nie wiedzą, jak do takiego mustanga podejść, są przytłoczeni jego obecnością i zachowaniem, są wystraszeni. Ale czują jego potencjał, więc chcą go mieć i korzystać z niego dla własnych celów. Mogą się też przecież pochwalić jego posiadaniem.

Ściągamy jarzmo.

Ściągamy takich niedojrzałych rodziców ze swojej głowy.

Dzieci (niedojrzali rodzice) nie są w stanie powstrzymać mustanga.
Dzieci, aby mogły właściwie rozwijać się w otoczeniu społecznym, nie mogą też nikomu wchodzić na głowę.
Dzieciom daje się czasoprzestrzeń dla rozwoju.
A dorosłe dzieci (niedojrzali rodzice) mogą same z tej czasoprzestrzeni korzystać. Nawet jeśli się złoszczą.
Ich złość nie może oznaczać przywołania innych do podporządkowania się im. Nie oznacza też zgody na to, aby dalej kogoś atakować, szarpać, wbijać się w jego psychikę i uprawiać emocjonalne drapieżnictwo. To zdrowa przestrzeń dla tych dzieci. Mogą sobie radzić sami. Próbować, sprawdzać, uczyć się właściwych zachowań. Mają do tego naturalny potencjał, który w tej przestrzeni mogą odblokować.

Dajmy im tą możliwość rozwoju. Dajmy im możliwość pozostawania w tej czasoprzestrzeni sami ze sobą, aby w końcu mogli zmierzyć się ze swoimi deficytami i emocjami.

Nie jesteśmy od tego, aby podtrzymywać desperacką ucieczkę rodziców w niedojrzałość – bycie wiecznym dzieckiem z maską dorosłego. To nikomu nie służy, im też nie.

Niech życie ma swój własny ciąg, niech płynie do przodu i niesie rozwój. Niech się porządkuje. Zgodnie z prawami natury. Pomóżmy mu w tym.
A w ten sposób sobie i innym.


Spodobał Ci się ten artykuł?



Udostępnij:
Pin Share

4 thoughts on “Brak akceptacji ze strony rodziców. I co dalej?

  1. Pani Kasiu!
    Ten artykul to mistrzostwo! Jakby miod na serce moje i “takich jak ja”, ktorzy przez dekady wlasnego zycia “wychowywali” i “koili” bol emocjonalny swoich rozwydrzonych rodzicow. U mnie do zerwania kontaktu doszlo przeszlo 3 lata temu.
    Z kazdym miesiacem stawalam na nogi i szlam naprzeciw wlasnemu dobremu zyciu, wlasnemu ja i wlasnym dzieciom otaz mezowi, ktorzy sa tymi wlasciwymi ludzmi, ktorym ta opieka i empatia ode mnie sie nalezy.
    W duzej mierze dzieki pani i Pani artykulom rozlozylam na czesci pierwsze schematy osobowosci narcystycznych ludzi (w tym i mojej rodziny) i rownie schematyczne dzialania. Jest Pani mistrzynia w wyluskiwaniu tych zagadnien i ujmowaniu ich w kojace slowa. Bardzo Pani dziekuje!
    Pozdrawiam serdecznie!

    1. Dziękuję, Pani Agato, za szczery komentarz. Jest on także miodem na moje serce. Cieszę się, że moje doświadczenia, obserwacje i przemyślenia mogła Pani zamienić na użyteczną, pomocną energię. Pozdrawiam serdecznie! ❤️

  2. Fanastyczne porównanie z mustangiem i osobą prubującą go okiełznać. Dodało mi to kolejnych sił w relacji z kontrolującą i nieakceptującą mojej niezależności i dorosłości matką. Ale dzięki Pani wpisom tutaj wiem z kim/ czym się mierzę i nazwanie problemu, który nienazwany kiedyś mnie bardzo nadwyrężał emicjonalnie, jest zbawcze i uwalniające. Zrzucam jarzmo zazwyczaj z łatwością (narcystyczne zawłaszczenie to jest makabra i dobrze zdać sobie z tego sprawę, co to jest za toksyna), odwracam się na pięcie i idę do swojego plemienia/aktywności. Bez rozgrywania niedojrzałej osoby matki w mojej głowie. Jestem już na to za mądra, zbyt cenna dla samej siebie..dałam sobie na to przyzwolenie, na moją indywidualność i związane z tym moje sprawy i potrzeby, a proces ten zaczął się od Pani bloga. Dziękuję za Pani bezcenną pracę tutaj 🙏❤☀️

    1. Pani Joanno, ja natomiast jestem pod ogromnym wrażeniem Pani przemyśleń i płynącej z nich życiowej mądrości. Bardzo się cieszę, że moje treści, które zamieszam na tej stronie, Pani pomagają. Ale jeśli by Pani nie miała w sobie tej otwartości na poznawanie otaczającego Panią świata, chęci zrozumienia go i przetworzenia własnych doświadczeń w ten sposób, aby się doskonalić i samorealizować, to moje treści niewiele by dały. A Pani ma to wszystko w sobie. Ma Pani bogatą życiową mądrość. Bardzo dziękuję Pani za szczery, bogaty i bardzo cenny dla mnie komentarz. 💖

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.